Piatrek i ja pracyjemy własnie przy grancie, który polega na rozwijaniu pipelineu i narzędzi do szeroko pojętego modelowania molekularnego.
Generalnie projekt związany z programowaniem, researchem metod, testowaniem etc.
Mogę Ci powiedzieć tyle ile wywnioskowałam z półrocznej pracy przy tym i luźnych dyskusji towarzyskich. Grantu sama nigdy nie rozpisywałam, więc mogę nie mieć do końca racji.
W nauce na takie duże przedsięwzięcia aplikuje się o kasę gdzie się da i dostaje granty. W takim grancie trzeba określić co się zobowiązuje zrobić i w jakim czasie. Więc "faza projektowania" grantu wygląda tak: ustalasz co chcesz mieć, myślisz sobie na ile lat to mniej więcej rozłożyć (tutaj dochądzą wątki socjalne, czyli estymujesz ten czas tak, zeby np. twoi przyszli doktorzy mogli uczestniczyc w tym projekcie i sie z niego doktorowac, czyli myslisz sobie dam im 4 lata). Czasem chyba też jest jakieś ograniczenie na maxymalny czas trwania grantu. Potem piszesz założenie projektowe na tyle szczegółowo, żeby Ci go przyjęli, a jednocześnie na tyle ogólnie, żeby nie było wtopy jak coś nie wyjdzie.
Potem po prostu robisz co do ciebie nalezy i co jakiś czas (3 miesiace, pół roku) piszesz duże sprawozdanie do tego, kto Ci dał pieniądze o tym, co udało Ci się zrobić, żeby dawał Ci pieniądze dalej.
Ale to jest zasada do dużych projektów - na kilka lat. Do zadań mniejszych, takich jak nasze z Piotrem, aplikuje się zasada, że wszystko jest na wczoraj, bo im szybciej opublikujemy tym lepiej.

Jeśli chodzi o szacowanie nakładu pracy to robi się się to "na oko", bo nigdy nie wiadomo czy to, co robisz Ci w ogóle wyjdzie tak jak planujesz i czy w połowie nie będziesz musiał zrobić tego zupełnie inaczej, albo np. dopisać sobie własne narzędzia pośrednie i bazę danych, bo to co jest okazuje się za słabe, albo nie robi tego co Ty byś chciał.
Tak jak mówiła Ania, w nauce robi się rzeczy zazwyczaj nowe i praktycznie nigdy nie idzie gładko.