Nasze lektury


Agata Skowron-Nalborczyk

ANDRZEJ STASIUK

"Opowieści galicyjskie"
Wydawnictwo Znak
Kraków 1995
Cykl "Opowieści galicyjskich" ukazywał się wcześniej na łamach "Tygodnika Powszechnego", ale dopiero zebrane w całość pozwalają one na zagłębienie się w klimat opisywanego świata, klimat budowany przez poszczególne wydarzenia, opisy miejsc i ludzi.

Jest to przypowieść o społeczności zamkniętej, żyjącej w niezmiennej, ustalonej od dawna przestrzeni, przestrzeni między rozpadającymi się domami a kościołem, sklepem, knajpą, wokół zaś przyroda Beskidu Niskiego, także niezmienna w swej zmienności pór roku. Ludzie rodzą się, umierają, pracują mozolnie bez nadziei na lepsze, piją w knajpie i rozmawiają, a ich opowieści są niespieszne i rozwlekłe, bo wszystko co dostrzeżone musi być opowiedziane, a wielkość i nuda tej opowieści przypomina nudę i wielkość wszystkich (...) tołstojów, proustów z joyce'ami (...). Te uchwycone rozmowy są tu aż soczyste w swej autentyczności, jak żywe - niektóre fragmenty czytałam po kilka razy, delektując się nimi.

Narratorem jest obcy, przybysz z zewnątrz, bo tylko ktoś taki mógł wniknąć w psychikę ludzi, uchwycić, jak w tę zamkniętą przestrzeń wkrada się nowe, jak ten odwieczny zdawałoby się porządek, tkwiący od lat w PGR-owej szarości, ulega zmianie. Nowe przychodzi w kolorowej wystawie kiosku, która barwami powtarza niechcący dawne ich znaczenia, we wszechobecnym tureckim dżinsie, angielskich napisach na kurtkach i czapkach, kolorowych dresach - nowych wzorach elegancji. I to nowe, choć jest postępem, przynosi też pewną degradację - nie przypadkiem przecież kolorowy kiosk jest dziełem największego nieudacznika.

Zmiany przyszły dlatego, że upadł system, którego częścią był ten PGR, lecz rozpadł się nie dzięki sprzeciwowi nielicznych, sublimujących cnotę, prawdę i uczciwość (...), abstrakcyjna struktura systemu rozsypała się w drobny mak, bo żył w niej Józek, jego bracia i siostry, legion wydziedziczonych i uwolnionych od uciążliwych nakazów moralności, religii i pamięci. Większość bowiem żyjących tu ludzi jest także przybyszami, osiedli na tej ziemi pod przymusem lub było im wszystko jedno, gdzie popchnęły ich prądy życia. Poprzedni mieszkańcy wsi, potomkowie budowniczych cerkwi, którą zabrano do muzeum, dopiero po niedawnym otwarciu granic mogli przyjechać do miejsca, skąd wysiedlono ich pięćdziesiąt lat temu, przemocą lub podstępem.

"Miejsce" to właśnie tytuł opowiadania powięconego tej wywiezionej cerkwi. Na mnie zrobiło ono wyjątkowe wrażenie, nostalgiczne, jakby skąpane w ostatnich promieniach zachodzącego za górami słońca, w których narrator ogląda prostokąt szarej, gliniastej ziemi, jaki pozostał po zabranej budowli. Stojąc na miejscu, które wygląda teraz jak płatek zdartej skóry, narrator usiłuje cofnąć czas, wyobraża sobie, jak ją budowano, jak zamykano znajdujące się tu powietrze, fragment świata, bryłą budowli i przenoszono w inny wymiar (gdy odwiedzam jakieś pełne historii miejsca, ja także próbuję w wyobraźni zobaczyć, jak było tu przedtem!).

Opowieści spaja wątek zbrodni, winy i pokuty, ofiary, która ma zgładzić grzech, wątek dodający jeszcze jeden wymiar opowieści; wątków pobocznych znaleźć można dużo więcej, jak choćby wielokulturowość tej Galicji. Całość zaś napisana jest przejrzystym, oszczędnym językiem, postaci scharakteryzowane kilkoma celnymi słowami, a opisy przyrody urzekające, pełne poetyckiego skrótu.

Ten język to jedna z wielu zalet "Opowieści galicyjskich", dla mnie jednak mają one jeszcze jedną wartość. Ilekroć przejeżdżałam przez takie senne, zatopione w szarości wsie, przyglądałam się jadącym ze mną PKS-em ludziom i próbowałam wyobrazić sobie, jakie jest ich życie, co mówią, co myślą. I tu znalazłam świetną podpowiedź.

Agata Skowron-Nalborczyk