Przeludnienie poetów i ich nadmierne zagęszczenie daje się silnie odczuć podczas okolicznościowych i cyklicznych prób przerobienia Pegaza na wentylator. Przyjdzie na przykład "Poeta" (śpiewać każdy może) i wydala z siebie poezje spod znaku "3 razy Pe" (Pretensjonalne Pierdnięcie Poetyckie). Uzupełnia je stwierdzeniami, że "poeta cierpi na prozę życia" i... co? Nawet mu porządnie nie wypada dokopać, bo wyjdziemy na Ważnych Poetów Co Se Klub Założyli i w związku z tym lekceważą resztę świata. Przyjdzie prawdziwy poeta - jeszcze gorzej! Pochwalić, pokadzić mu, to pęknie, ale przed śmiercią jeszcze na nas z góry spojrzy. Pokrytykować - strach, bo nie wiadomo, czy się niedługo nie odpłaci, swołocz, pięknym za nadobne podczas naszego benefisu. Podyskutować o rozbieżności wizji świata i poezji - niebezpieczne, bo wyjdzie na to, że narzucamy bohaterowi wieczoru tworzenie i patrzenie wedle własnych, a nie naszych kryteriów i postaw. A jeszcze ktoś rzuci z tłumu: "Czepia się, bo sam tak pisać nie potrafi!" Taki zarzut boli jak rwanie trzonowego zęba na żywca. Sytuacja okazuje się patową do kwadratu.
Bowiem poeta z poetą, jak motor z motorniczym, nie pogada o niczym.
Doniosłość faktu PISANIA WIERSZY jakże często blokuje umiejętność CZYTANIA I DOCENIANIA wierszy INNYCH NIŻ WŁASNE; gdyż o pewne sprawy pytać nie należy, nie trzeba, o inne nie wypada. Brzemię bycia poetą kark przygina jak chomąto i z Szanownym Gościem rozmawiają jego krewni, znajomi i etatowy krytyk klubowy. Na nieszczęście czytelnicy poezji są najczęściej poetami lub do bycia poetami się przymierzają. W związku z tym, apiać, poeta występuje przed tłumem poetów i bez względu na to, czy jest wielki czy żaden dostaje pełzające, wyprane z ekspresji brawko. Chyba wolałbym dostać trypra niż takie brawko. Potem poeta mówi, że wiersze pisze pod wpływem trudnych chwil i ciężkich snów, a więc są one pamiętnikarskim zapisem jego klęsk psychicznych i rozstroju emocjonalnego (czasem zdaje się, że żołądkowego). Poeci zaś siedzą, łbami kiwają, bo takie rzeczy się mówi zwykle w takich sytuacjach, by odmalować wizerunek własny człowieka o wrażliwej i skomplikowanej psychice. Po czym zagęszczenie poetów na jeden metr kwadratowy powiększa się, Gości nie ma, kucharki obsiadły wszystkie stoliki. Jeśli nawet przyjdzie Gość (nie-poeta!) też ma pietra i siedzi cicho, bo tu, panie, same sławy i profesjonaliści. Jak się odezwać, spasi Boh, krytycznie, żeby nie wyśmiali i nie zakrzyczeli jako laika... Nie da rady, oba samce! Chyba trzeba ustalić proporcje poetów i nie-poetów na wieczorkach i regorystycznie ich przestrzegać. W ten sposób uniknąć można sztywnych jak pal Azji rozmów, spojrzeń i ciężkich, ołowianych chwil milczenia, podczas których aż huczy pod powałą od rozpaczliwych myśli: "O co tu go spytać, żeby mu specjalnie nie podesrać i siebie nie pogrążyć!?" Wiem, prawda w oczy kole, ale tak już jest od początku świata, że pół tuzina kucharek przeszkadza sobie przy jednej patelni. Na której, nota bene, gość aż skwierczy z wysiłku, żeby im (się) pokazać.