Chciałam przejść się
Mleczną drogą
Więc anioł stróż
Pożyczył mi skrzydeł
Obłe robaki istnienia
Nie potrafią latać
Lecz gdy tylko
Stanęłam na niebie
Tysiące bezdomnych gwiazd
Oplatało mi gardło
Rozrywało ubranie
Chciałam uciec
Ale następne bezdomne
Dłubały w moich źrenicach
Byłam już naga
Gdy zaczęły wylizywać
Szpik z moich kości
Szepcząc
Oto człowiek
Dzięki niemu
Ugasimy pragnienie
Odwiecznie płonące
W naszych przezroczystych
Ciałach
* * *
To nie my
Lecz śmierć
Z prochu powstaje
I w proch się obraca
A więc bogiem jest czas
Siedząc nad rzeką
Patrzę jak płynie
I modlę się
O bezbarwność
DOBRANOCKA
Znaleziono Zuzannę
W podmiejskim lasku
Dzięki Bogu
Źyła jeszcze
Policja szuka zboczeńca
A Bóg wsadził fajkę
W zęby
I wyłączył telewizor