WYstepniak

Norbert Kulesza

MILSZY MI JEST PANTOFELEK...

Dzisiaj bedzie o dupie, gownie i takich tam roznych siuskach. Przyjmuje pokornie (choc bez przekonania), ze ilosc wulgaryzmow uzywanych przez puete jest odwrotnie proporcjonalna do jego wieku, wielkosci talentu i zasobu slow, ktorymi zdolny jest sie poslugiwac. Twierdzenie to jest rozpowszechnione zwlaszcza wsrod krytykow lyterackych.

Krytyk lyteracky to jest taki pan, co skonczyl wlasnie 70 lat i uwaza, ze: po Mickiewiczu nic dobrego sie polskiej puezji nie przytrafilo; Herbert to awangardowy ekscentryk, a ksiadz Twardowski to wulgarna swinia w czarnym przebraniu. Krytyk lyteracky nie chodzi juz po ulicach, nie odwiedza sklepow spozywczych (kaszke donosi mu sasiadka), unika dworcow, biur, lokali z wyszynkiem, bo mdli go od jezyka uzywanego we wszystkich tych podejrzanych miejscach. Krytyk kontaktuje sie ze swiatem zewnetrznym za pomoca paryskiej "Kultury", gosposi, kota oraz Slownika Jezyka Polskiego, ktory wstydliwie wulgaryzmy pomija. Krytyk slyszal wprawdzie kiedys slowo "dupa", ale mu sie nie podobalo - zbyt dosadne. "Pupa" - zbyt proste, a "pupcia" zbyt dziecinne. Pozostaje "odbytnica" - slowo sluszne, anatomicznie uza-sadnione, ale krytyk uwaza, ze puecie nie przystoi pisac o odbytnicy, chocby ten cierpial bardziej na hemoroidy niz na egzystencjalny bol istnienia.

Wprawdzie nie cierpie na hemoroidy, ale radosnie przyjmuje kazda "dupe" umieszczona w wierszu; kazda mala "kurwa" jest dla mnie jak ozywczy wiatr w kotle franciszkanskiej lyryky; kazde male "gowno" napotkane w wierszu przypomina mi, ze swiat to nie tylko agrofobiczna kartka papieru i rownie agrofobiczny mozg puety, ale takze ulica ktora ide. Antonin Artaud pisal: "tam gdzie czuc gowno, czuc byt". Mozna sie z tym zgadzac lub nie, ale chyba nie trzeba z obrzydzeniem odwracac glowy na sam dzwiek - jakze sympatycznego - slowa "gowno".

Zaznaczam, ze nie jestem zwolennikiem "poezji analnej", spotykanej w formie graffiti na wiejskich przystankach PKS ("chuj w dupe Stefce jesli nie chce", itp.). Po prostu lubie, gdy autor z wyczuciem i smakiem, od czasu do czasu stosuje "brzydkie wyrazy". "Brzydkie wyrazy" budza mnie ze snu wywolanego ciezka, belkotliwa lyryka, wszechobecna w puezji, np. "nieogarniety ocean bezkresu niemego cierpienia"... Czyz nie brzmi przy tym ozywczo zwykla, prosta, swojska "dupa"?

rys. Jarek Kuzminski

Mam w dupie wulgaryzmy sluzace budowaniu cierpietniczych klimatow, interesuja mnie natomiast "brzydkie wyrazy" uzyte z poczuciem humoru, ktorych mistrzem jest niewatpliwie Andrzej Bursa - niezapomniane puenty: "milszy mi jest pantofelek / od ciebie / ty skurwysynie" ("PANTOFELEK"); "mam w dupie male miasteczka" ("SOBOTA"); "chodzi o asenizatora utopionego przypadkowo w gownie" ("MOWA POGRZEBOWA").

Nie ukrywam, ze szukam w wierszach nie tylko estetycznych doznan, trasncendentalnych doswiadczen i egzystencjalnej zadumy. Chcialbym takze moc - chocby od czasu do czasu - sie rozesmiac, tak jak przy wierszu Adama Nyckowskiego "KWIAT PAPROCI": "powietrze drgalo slowikiem // nie huczal las / zlowieszczo / nie straszyly drzewa // tylko echo / cichutko szeptalo / kurwa mac".

Nie twierdze, ze smiesznie jest wszedzie tam, gdzie jest dupa i gowno. Na dworcach i w marnych knajpach, gdzie gowna kroluja, jest od gowien po prostu nudno i smutno. Ale wprowadzenie gowna do hermetycznego i patetycznego jezyka puetyckej lyryky daje czesto zabawny efekt.

Heraklit, chcac wyleczyc puchlizne, na ktora cierpial, utopil sie... w krowich odchodach. Smiertelna powaga, w ktorej topi sie wspolczesna puezja, jest jeszcze bardziej zalosna.

Norbert Kulesza